
Tomasz Karolak twierdzi, że sukces i on to dwie różne rzeczy, a przecież jest aktorem uwielbianym przez reżyserów i widzów. Ci pierwsi biją się, by obsadzić go w swoim filmie. Ci drudzy biegną do kin, by zobaczyć idola. Ale on jest skromny i twierdzi, że nic nie osiągnął. Tylko "Super Expressowi" Tomasz Karolak (39 l.) opowiada o swoich planach i jaka nagroda jest dla niego najważniejsza.
- Ma pan wszystko. Piękną córeczkę, role dające coraz większą popularność, powodzenie u kobiet... Podobno nawet ma pan być wkrótce gwiazdą "Tańca z gwiazdami"!
Tomasz Karolak: - Dementuję.
- Nigdy nie wystąpi pan w tym popularnym tanecznym programie?
- Nie zarzekam się, ale nie mam tego w planach.
- Czyli czuje pan, że jest już na szczycie i może przebierać w propozycjach zawodowych?
- Co to jest za szczyt? Szczytem jest odbieranie Oscara w Hollywood... Ciężko "mój sukces" nazwać szczytem. Realizuję swój cel, który nawet nie był bardzo mocno zaplanowany. Po prostu poddaję się fali życia i biorę to, co ona mi przynosi. Nie mam żadnego wykalkulowanego stylu życia.
- Ale czy jest coś, o czym marzy Tomasz Karolak? Coś, czego jeszcze nie osiągnął?
- Chciałbym mieć większą cierpliwość do nauki języków. Zaniedbałem to w młodości i uważam, że to był mój błąd. Powinienem się bardziej uczyć.
- Pójdzie pan na kurs?
- Tak. Muszę teraz nadrabiać zaległości.
- A co z życiem prywatnym? Ma pan córkę? Może czas na syna?
- Nie, nie. Nic się nie szykuje. Nie planuję żadnych zmian. Tylko praca, praca i jeszcze raz praca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz